13 marca 2016

Pętla życia, czyli jak wygląda mój dzień :)

Dzisiaj mamy niedzielę i chcę, aby był to dzień na luźny wpis na temat... No właśnie tutaj prośba do was ;) O czym chcecie przeczytać za tydzień? Zostawcie propozycje w komentarzu pod artykułem.

Więc zacznijmy...

Dzień, który opiszę to czwartek, z tego względu, że muszę pracować na najwyższych obrotach od godziny 7 do 22:

O godzinie 6:15 się budzę. Zastanawiam się dlaczego sen był tylko chwilką, a cały dzień będzie się dłużył. Wstaję idę do łazienki się ogarnąć. Wychodzę o 6:30 i zabieram się za śniadanie, które mam już gotowe (mam takich kochanych rodziców, Mamusia robi kanapki, a Tatuś herbatę). Wracam do swojego pokoju z prowiantem :) Włączam komputer, bądź biorę do ręki tablet. Przeglądam co się stało w nocy, jakieś zdjęcia z imprez dzień wcześniej, na których byli moi znajomi. Kończę śniadanie i pakuję to co będzie mi potrzebne na cały dzień... No dobra tylko do 16, bo o tej godzinie wrócę z uczelni do domu. Biorę jakiś zeszyt, gdzie będę pisał ważne rzeczy z ćwiczeń. Oczywiście odłączam telefon od ładowarki, tak samo jak powerbank i mojego e-papierosa. Trzeba się zastanowić jaki liquid na dzisiaj ze sobą wziąć. Może wydać się wam to śmieszne, ale ja ten rytuał porównuję do wyboru ubrań przez kobietę :) Ten jest fajny, bo jest słodki, ale się nim zakleję. Ten z kolei jest zbyt miętowy, mamy dzisiaj zimno na dworze, będzie strasznie lodowaty na gardle. Ok, mam wybrałem, mieszanka o smaku Coli, Eukaliptusa i kilku kropel Dragon Friut. Ok, teraz jeszcze 6 orzechów na lepszą pracę mózgu, myjemy ząbki i wychodzimy z domu. Właśnie wybiła 7:35. Zamknąłem drzwi, zszedłem po kilku stopniach schodów... Cholera gdzie są moje okulary przeciwsłoneczne i słuchawki. Wracam, zabieram to czego zapomniałem.

Zostały mi 2 minuty do odjazdu autobusu i wiem, że bez biegu się nie obędzie. Zakładam okulary i pędzę niczym wiatr. Udało się, tak samo jak codziennie :) Włączam muzykę, najczęściej rap. Moja podróż nie będzie długa to tylko 7 przystanków, około 8 minut max 10. Wysiadam naprzeciwko mojej uczelni. Idę na swój wydział przy okazji delektując się smacznymi chmurkami. Doszedłem przed wejście jest kilka minut przed 8:00 witam się ze znajomymi chwilę pogadam i uciekam z towarzystwa dymu tytoniowego. Odkąd zacząłem wapować strasznie przeszkadza mi dym tytoniowy. Oddaję kurtkę w szatni, zamieniając kilka słów z przemiłą panią szatniarką. Udaje się na ćwiczenia z fizyki. Siadam gdzieś na środku, lubię mieć dobrą wizję. Lubię fizykę, miałem z niej pisać maturę, ale wyszło jak wyszło. 9:45 jestem wolny, na całe 30 minut. Wychodzę przed wydział na kilka smacznych chmurek. Czasem przejdę się wydział obok do mojego przyjaciela. Wracam na 10:15 na ćwiczenia z mechaniki i wytrzymałości materiałów. Ten przedmiot też lubię, dowiaduję się ciekawych rzeczy, które przyszłemu inżynierowi z pewnością się przydadzą. O godzinie 12:00 mam
dwugodzinne okienko. I tutaj zaczyna się wolna amerykanka. Raz na jakiś czas zostaje na uczelni i uczę się na kolosa z angielskiego, który zaczyna się właśnie o tej 14:00. Czasem, lubię też pójść do klubokawiarni na bilard, razem ze znajomymi. Albo wracam do domu na godzinę trzydzieści, w końcu trzeba jeszcze wrócić na tą politechnikę. Po angielskim wracam do domu.

Jest chwilę po 16:00, wychodzę z psem. Mam śliczną bokserkę, która wabi się Gabi i jest już w podeszłym wieku, ma 9 lat (boksery żyją od 10-12 lat). Mimo wszystko jest bardzo energiczna, lubi się bawić i często potrafi podskoczyć, aż do twarzy, żeby dać mi "pysia" :)
A tak wygląda moja Gabi

 Czas coś zjeść, najczęściej mam już gotowe danie, muszę je tylko podgrzać. Najbardziej lubię ryż z piersią kurczaka, do tego jakieś warzywa. Rozsiadam się przed telewizorem, oglądam The Big Bang Theory, bądź wiadomości. Jeżeli jakiś temat mnie zainteresuje, siadam do komputera i czytam o tym dalej. Wybiła godzina 17:00, muszę zaspokoić głód nikotynowy, złapałem buszka i ogarnia mnie rozpacz. Przepaliłem watę, na której nie było liquidu...

Zasiadam przed biurkiem, wyjmuję zestaw małego majsterkowicza, zastanawiając się w międzyczasie jakie grzałki sobie nakręcić. Mam, 6 wrapów na 2.4 mm z 0.5 mm oczywiście na Fiber Freaks :)

Przed godziną 18, mam już wolne. Czasem zajrzę do materiałów z uczelni. Częściej słucham muzyki, gram w CS'a, rozmawiam na TS, bądź czytam książkę, która mnie zainteresowała. Coraz szybciej zbliża się godzina mojej wyprawy na basen :)

Spakowałem wszystko, założyłem dresy, jakąś koszulkę, słuchawki. Wybywam po godzinie 19:10. Na basenie jestem 19:50. Przebieram się, idę na pływalnię, czekam na trenera. Przyszedł, miła atmosfera. Rozpływanie 400 m i już wiem, że będzie to dzień przeznaczony na doskonalenie kraula. Po około 900 m mam wrażenie, że moje ciało już ma dosyć, a to dopiero 20:40. Wtedy właśnie rozpoczynam walkę z samym sobą. Chcę pokazać nie tyle innym, ale sobie, że można więcej niż nam się wydaje. 21:30 koniec treningu. O 22:15 jestem w domu, wychodzę z psem, zjadam kolację, zasiadam do komputera i rozpoczynam pisać kolejny wpis...

Mój poprzedni wpis na temat: Podróż wgłąb siebie... Dzisiaj zaglądamy w swoją duszę

Do przeczytania Kamil :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostawiając od siebie kilka słów docenisz moją pracę :)